środa, 26 sierpnia 2015

Rozdział 3.

Zmęczenie potrafiło sprawić, że człowiek zapominał w mgnieniu oka o całym Bożym świecie. Wszelkie troski i natrętne myśli znikały w jednej sekundzie, robiąc miejsce pociągowi, który wiózł nasz umysł prosto do krainy Morfeusza. Wycieńczona nadmiernymi emocjami oraz znużona bezczynnością, w końcu poddała się, zasypiając w jednej najbardziej niewygodnych pozycji, jaką ktokolwiek mógłby sobie wyobrazić. Mimo tego, udało jej się przespać całą noc. A co za tym szło, nie musiała się zadręczać ani walczyć ze swoimi lękami.  Po takich atrakcjach, jakie zgotował jej oprawca, powinna mieć koszmarne sny, ale nawet tego udało jej się uniknąć. Szczęście w nieszczęściu, jak to mawiają, co niektórzy.
Ze snu wyrwała się dopiero wczesnym rankiem, gdy poczuła, jak coś po niej chodzi. W pierwszej chwili cała zdrętwiała z przerażenia, będąc przekonaną, że musiała obleźć ją cała rodzina pająków zamieszkująca tą piwnicę... Gdy już jednak siedziała w bezruchu mając ochotę umrzeć, ujrzała na swojej nodze małą, niewinną myszkę. O tak, od tej chwili, to było jej ulubione zwierzątko. 
Odetchnęła głośno z ulgą i przetarła jeszcze zaspaną twarz dłońmi. Wygląda na to, że będę tu miała towarzystwo. Mam nadzieję, że myszy zjadają pająki. Pomyślała, przyglądając się zwierzęciu, które raczyło zejść z powrotem na podłogę. Ostatecznie będę zmuszona sama ją zjeść, jeśli PAN PORYWACZ jednak przez noc o mnie zapomniał. Sama nie wiedziała już, co jest lepszą opcją. By mężczyzna faktycznie zapomniał o jej istnieniu, a ona miałaby przeżyć dzięki żywieniu się gryzoniami... czy, by o niej pamiętał i znęcał się nad nią w każdy możliwy sposób, w akcie zemsty na jej bracie. Wzdrygnęła się, nie mogąc pojąć, dlaczego jej mózg wytwarza tak idiotyczne scenariusze. 
Czuła, że jej wszystkie kończyny zdrętwiały. Przez chwilę nawet towarzyszyło jej wrażenie, że przyrosła do ściany za sobą. Z wielkim wysiłkiem i ostrożnością, podniosła się do pozycji stojącej, rozprostowując obolałe nogi. W piwnicy nadal panowała ciemność, lecz tym razem kilka promyków słońca przedzierało się przez niewielkie okienko znajdujące się tuż nad powierzchnią ziemi. Nie dość, że było naprawdę małe, to w dodatku okropnie zabrudzone. Dziewczyna nawet się nie łudziła, że mogłaby tamtędy uciec, czy chociażby wezwać pomoc. Pocieszało ją jednak to minimalne światło padające na kawałek podłogi. Umiała odnaleźć odrobinę nadziei nawet w takim drobiazgu. 
Mimo że nie liczyła na ucieczkę, coś ją tknęło. To był zdecydowanie nieprzemyślany ruch. Podeszła bliżej okna i zginając rękę, uderzyła z całej siły w szybkę, która prawdopodobnie musiała już być bardzo stara, gdyż z łatwością rozsypała się na tysiące kawałków, wpuszczając do pomieszczenia świeże powietrze. I naturalnie, narobiła przy tym sporo hałasu, a jej gładka skóra pokryła się zacięciami, z których zaczęła wypływać krew. Syknęła, gdy niemiłosierny ból przeszył jej prawą, górną kończynę, aż po same ramię. Nie skupiała się na tym jednak zbyt długo, gdyż jej uwagę odwróciło głośne szczekanie psa, które z pewnością dochodziło z wnętrza domu. Automatycznie odwróciła się w stronę starych, obdrapanych drzwi od piwnicy i oddychając ciężko, oczekiwała kolejnych wydarzeń. Była przekonana, że musiała swoim wybrykiem zbudzić właściciela. Pozostało jej tylko się modlić, by jego pies okazał się być łagodnym, słodkim i uroczym stworzeniem. Choć ten obraz zupełnie nie pasował do porywacza. Ten facet był przecież zimny, wyrafinowany, jego pewność siebie przekraczała wszelkie granice. Nie mógł mieć słodkiego, futrzanego przyjaciela. Fuck. brawo, Camille... brawo.
Zesztywniała, gdy dotarł do niej dźwięk czyichś kroków a następnie szczęk otwieranego zamka. 
- Co do... - Mężczyzna urwał w pół słowa, zauważając od razu stróżkę krwi spływającą po ręce dziewczyny, która natomiast wydawała się tym w ogóle nie przejmować. Automatycznie zlustrował całe pomieszczenie dostrzegając także rozbite szkło znajdujące się na podłodze, gdzie również zaczynała tworzyć się czerwona kałuża. Zacisnął dłonie w pięści, czując jak budzi się w nim gniew.
- Dlaczego czułem, że będą z tobą problemy! - warknął podchodząc do niej tak żwawym krokiem, że nawet nie zdążyła do końca zarejestrować jego ruchów. Sama zaś nie była w stanie wydobyć z siebie słowa, strach zaciskał się na jej gardle. Stała w bezruchu i wpatrywała się w niego wielkimi oczyma. Nie patyczkował się, jednym sprawnym ruchem rozerwał spory kawałek jej koszulki, wprawiając ją tym w jeszcze większe osłupienie. I nie zważając na możliwość zadania jej bólu swoimi gwałtownymi ruchami, mocno chwycił jej krwawiącą rękę, obwiązując szczelnie materiałem. 
- Ja tu decyduję o każdym, najmniejszym zadrapaniu na twojej skórze i radzę ci to zapamiętać - rzekł tonem nie znoszącym sprzeciwu, patrząc przy tym pewnie w jej oczy. Sama wyższość, która biła z tych brązowych tęczówek przyprawiała ją o gęsią skórkę. Przerażał ją do tego stopnia, że nie czuła już nawet bólu. - I wiesz, która jest godzina? Ja nie wstaję przed ósmą. Nigdy - dodał w sposób, jakby popełniła najgorszą zbrodnię ośmielając się przerywać jego sen, choć nie czyniła tego nawet świadomie. 
- Muszę do toalety - szepnęła w pewnej chwili, chyba sama nawet tego nie kontrolując. Mężczyzna odsunął się znacznie, unosząc swoje grube brwi.
- Mało masz tutaj miejsca? 
- Co? - wydusiła nie będąc pewna, czy aby dobrze go zrozumiała. Wolała zdecydowanie go nie rozumieć  w tym momencie. 
- Och, żartuję - Machnął obojętnie ręką. - Co prawda, możliwe, że niedługo umrzesz, ale nie od własnego smrodu. Nie jestem chyba, aż tak okrutny.
Nie skomentowała tego. Nie bawiło ją to, ani trochę. Nie miała też siły, żeby w ogóle prowadzić z nim jakiekolwiek dyskusje. Jej porywcza natura prawdopodobnie zasnęła na wieki. Czuła się zdemotywowana i bezsilna. Utrata pewnej ilości krwi, zapewne również ją nieco osłabiła. Nie przyszło jej jednak do głowy, by w ogóle o tym pomyśleć. 

O dziwo, nie związywał jej. Pozwolił, by poruszała się swobodnie, a nawet, żeby szła za jego plecami. Nie obawiał się wcale, że mogłaby go zaatakować. Była tak drobna i wycieńczona, że zapewne zabicie muchy stanowiłoby dla niej nie lada wyzwanie. Snuła się za nim, jak cień, wpatrując się beznamiętnie w jego plecy. Były dosyć szerokie, wyrzeźbione. Już sam ten widok odwodził od próby atakowania go. Pokazał już na co go stać, nie potrzebowała więcej złudzeń.
Zaprowadził ją do łazienki, przeszli tylko przez niewielki korytarz na parterze, więc nie mogła zbyt wiele zaobserwować. Właściwie nawet specjalnie ją to nie interesowało, przecież i tak nie czekało na nią w tym miejscu nic dobrego. 
- No to do dzieła, chcę jeszcze wrócić do łóżka - oznajmił, zapalając światło w pomieszczeniu. Zmrużyła oczy, które zdążyły przywyknąć już do ciemności. Minęła chwila nim jej wzrok się wyostrzył i zdała sobie sprawę, że widzi swojego oprawcę po raz pierwszy, w pełnym świetle. Uderzyło to w nią, jak grom. Jej usta mimowolnie rozchyliły się w zaskoczeniu. Ja pierdolę.
- Zapłon to ty masz słaby. Wszystko tak wolno u ciebie działa? - skomentował, zauważając od razu jej reakcję. - Czy możesz już załatwić swoją potrzebę? chyba, że wolisz jednak robić pod siebie w twoim nowym mieszkanku...
- Więc może wyjdziesz? - Ocknęła się w końcu ze swojego transu i wydobyła głos. Mężczyzna uśmiechnął się krzywo.
- Uważasz, że zostawię cię samą w pomieszczeniu pełnym przyrządów, które mogłabyś wykorzystać przeciwko mnie?
- Nie będę robić siku przy tobie! - zawołała znacznie głośniej, niż zamierzała, lecz to działo się już automatycznie. 
- Spoko, możemy już wrócić, skoro chcesz - odparł obojętnie. Zapowietrzyła się ze złości, co było idealnie odzwierciedlone na jej twarzy. Stała w bezruchu zaciskając dłonie w pięści, choć sprawiało jej to ból, zważywszy, że jedna z rąk wciąż była poraniona. Poniżał ją i to tak bezczelnie. A co ona mogła? Wybór, który jej dawał nie był żadnym wyborem. Mogła zachować swoją dumę i walczyć z potrzebą fizjologiczną, jak długo się tylko da, albo zdjąć przy nim spodnie i usiąść na toalecie, by słuchał, jak się załatwia. Dlaczego... to takie żałosne.
- Musi ci wystarczyć, że się odwrócę. To prawie, jakby mnie tu nie było.
Nie rozumiała, po co to robił. Ani po co w ogóle się odzywał, jakby chciał ją przekonać, że to wcale nie jest takie złe, na jakie wygląda. Swoim dziwnym zachowaniem tworzył mętlik w jej głowie. Znowu wydawał się mieć choć odrobinę dobrego serca, skoro jednak chciał, by zrobiła to cholerne siku. 
- To może ja też się odwrócę i zapomnisz o moim istnieniu? 
- W tę stronę to nie działa. 
Tak, jak wcześniej zapowiedział, odwrócił się. Nie mogła być jednak do końca pewna jego słów, więc w bardzo szybkim tempie zsunęła swoje spodnie wraz z bielizną, by zaspokoić swoją potrzebę i mieć to z głowy. Przynajmniej do kolejnego razu. 
- Nienawidzę cię - stwierdziła, spuszczając wodę w toalecie i podeszła do umywalki, by umyć ręce. W lustrze odbijała się jego beztroska twarz. Dobrze znała ten wyraz. 
- Wiem - mruknął całkiem poważnie. - Ale to już nie ma żadnego znaczenia.
- A kiedykolwiek miało? - zakpiła wpatrując się odważnie w jego odbicie. Nie odpowiedział, zachowując przy tym kamienny wyraz twarzy. Wiedziała, że już dawno ukrył się pod tą twardą skorupą, nie powinna tworzyć kolejnych złudzeń. Oderwała od niego wzrok, skupiając go na swojej owiniętej strzępkami koszulki ręce. Nie oczekując pozwolenia, zaczęła powoli odplątywać niedbały opatrunek. Nie wyglądało to najlepiej, w dodatku bolało niemiłosiernie. Zaciskała jednak zęby i kontynuowała, następnie przemywając rany zimną wodą. 
- W szafce na górze jest bandaż.
- Doprawdy, i ty miałbyś mnie zabić - skwitowała z ironią, nie zamierzając się już dłużej w żaden sposób hamować. Teraz, gdy znała jego tożsamość, jej lęk znacznie zmalał. A nawet stała się pewniejsza. 
- Nie prowokuj mnie, Camille. 
- Mogłeś chociaż założyć coś na twarz, teraz nie jesteś już ani trochę wiarygodny.
- Naprawdę chcesz bym ci udowodnił, jak bardzo się mylisz? - zapytał wyraźnie wyprowadzony z równowagi i nim się obejrzała stał tuż za nią. Uniosła głowę, ponownie patrząc na jego odbicie. Coś ukłuło ją w środku. Ten obraz budził wspomnienia z przeszłości. Sprowadzona do parteru wizjami sprzed lat, zamilkła spuszczając wzrok na swoją okaleczoną dłoń. - W przeciwieństwie do mnie, wcale się nie zmieniłaś. 

- Ty wciąż jesteś takim samym skurwysynem, więc w czym ta twoja zmiana, Kaulitz?! - warknęła, odwracając się do niego gwałtownie. Jego spojrzenie przeszyło ją boleśnie na wskroś. Prawdopodobnie popełniła właśnie kolejny błąd. 


5 komentarzy:

  1. Oooo tak! To było dobre, choć akcji jest niewiele. Zupełnie m i to nie przeszkadza, to odpowiednia doza. Fabuła nie może pędzić za bardzo. Zatem wychodzi na to, że oni się znają. Ok, przyjęłam, teraz do następnego odcinka będę przetwarzać. A więc czekam na next, i życzę duuuuużo weny!
    PS. Całkiem sprawnie ci idzie z tymi rozdziałami ^^
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Kocham to opowiadanie *.*
    A więc oni się już wcześniej spotkali... Tego się nie spodziewałam. Myślę, że Camille w głębi duszy ma pewność, że on jej nie zabije, bo w jakiś sposób jest mu potrzebna, może nawet żywi do niej jakieś uczucia? Tom z pewnością nie ma ochoty na celowe pastwienie się nad nią.
    Ja chcę jeszcze!
    Czekam na kolejny rozdział i życzę weny! <33

    OdpowiedzUsuń
  3. Aaa ja chcę dalszą część ! *.*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jejku, cholernie zaintrygowałaś mnie fabułą swojego opowiadania, swoim stylem pisania i pomysłami. No teraz nie mogę się doczekać kolejnej części, z której mam nadzieję dowiem się skąd oni się znają i kim dla siebie byli. Od razu umieszczam Cię u mnie w czytanych i polecanych, bo już sam początek dał mi powody do zachwytu i uznania. Jedyne co mi przeszkadza to malutka czcionka, przez którą bardzo trudno się czyta. Małe literki w połączeniu z brązowym tłem są skomplikowane do rozszyfrowania, przynajmniej dla mnie.
    Pozdrawiam i życzę weny, bo niecierpliwie czekam na następne(mam nadzieję) liczne części <3
    Natalie

    OdpowiedzUsuń
  5. Ze mną musi coś być nie tak, Camille nie bawi cała ta sytuacja, a mnie tak... Ej, ale poważnie, ja się śmiałam podczas czytania tego rozdziału. Ja chyba nie do końca czaję takie klimaty i nic nie biorę na poważnie, więc pewnie stąd ta moja irracjonalna reakcja. O żesz Ty, znają się. Skąd? Jak? Dlaczego? Po co? Jak to? Ale o co chodzi? Rozumiem, ale mało :< Czekaj, skoro jest pies, jest dom, jest Tom, to jeszcze gdzieś będzie musiał mieć Bill. I coś mi się zdaje, że w sumie to on może być tą kulą u nogi, której tak obawia się Tom. Nie lubię sytuacji w toaletach, od razu przypomina mi się jedna życiowa historia i znowu mi się śmiać chce. Mysz i domowe zwierzę? Nie powiem, ciekawa wizja, choć po jakimś czasie mysz by od niej uciekła i już nigdy nie wróciła. Do tego cała ręka mi pulsuję, aż czuję tą krew i te rany, będziesz mi tu jeszcze odszkodowanie płacić, jeśli coś się ze mną stanie :D
    Nadrobione, teraz Twoja kolej ^^ Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy :3

    OdpowiedzUsuń