wtorek, 1 września 2015

Rozdział 4.

Nie wierzyła samej sobie, że wciąż jakkolwiek na nią oddziaływał. A ewidentnie tak było. Jej wnętrze wręcz płonęło z rozpaczy, gdy zdała sobie z tego sprawę. A on wciąż milczał, jakby czytał w jej myślach. Jakby właśnie przedzierał się przez jej wszystkie uczucia, poznając je doskonale. Mogłeś zabić mnie od razu. Pomyślała, czując się już zdesperowana do granic możliwości. Fakt, że go znała bardzo dobrze, tylko utrudniał całą sytuację. Nie musiał niczego już robić, sama jego obecność była dla niej prawdziwą torturą.
Nie spodziewała się nawet, że uzyska od niego jakąkolwiek odpowiedź. Wiedziała, że jak już raz zamilkł, to nie odezwie się, dopóki sam nie uzna, że powinien. W końcu to on był tutaj panem. Mógł mówić i milczeć, kiedy mu się podobało. Dla niej i tak to była tylko gra. Cały czas. Nie wierzyła w szczerość jego zachowania nawet przez chwilę.
Mogłeś chociaż zmienić perfumy od tamtego czasu. 
Syknęła, gdy z zamyślenia wyrwało ją pieczenie na skórze. Mężczyzna najwyraźniej postanowił udowodnić, że jednak potrafi robić opatrunki, ponieważ wyciągając wcześniej z szafki, o której już sam raczył dzisiaj wspomnieć, wodę utlenioną oraz bandaż, zaczął odkażać jej ranę. Na koniec owinął rękę dziewczyny białym materiałem, co  tym razem wyglądało już znacznie lepiej. 
Zależy ci jeszcze, skurwielu. W ostatniej chwili ugryzła się w język, by nie podzielić się jakąś kąśliwą uwagą. Musiała bardziej się pilnować. Powinna obmyślić jakaś strategię. Coś podpowiadało jej w głębi, że ich wspólna przeszłość może być bardzo przydatna w obecnej sytuacji. Wystarczy odpowiednio wykorzystać pewne fakty... 
- Będę musiał uważnie rozejrzeć się po tej piwnicy, byś znowu czegoś nie zmalowała.
- A może po prostu udostępnij mi normalny pokój? - wypaliła niewiele myśląc. - Po co ta cała szopka? Co za różnica, w jakim pomieszczeniu mnie przetrzymujesz...
- Dla ciebie wielka - zauważył z kpiącym uśmiechem. - Sama dziś wspominałaś coś o wiarygodności. Naprawdę uważasz, że twój braciszek przejmie się, jeśli ugoszczę cię w różowej sypialni? 
- Przecież nie masz żadnej różowej sypialni, durniu. 
- Szybko zatarłaś granicę - skwitował oschle, co nie wróżyło niczego dobrego.
- Sądzę, że ty to zrobiłeś pierwszy.
- Liczysz na sentymenty? Znam cię, Cami. Te twoje wieczne nadzieje na wszystko, co możliwe. Zejdź na ziemię. Zamknąłem cię na całą noc w piwnicy, wiedząc, że boisz się ciemności. I wiedząc też, jak działa twoja wyobraźnia. Jeszcze nie dotarło? 
Dotarło. Znowu poczuła, jak coś w niej pęka. Jak słabnie. Bo może naprawdę stworzyła sobie kolejne nadzieje, może to było coś znacznie więcej niż tylko nadzieje... a on je rozwiał. Odebrał jedyne co miała, pozostawiając pustkę. Czy to nie był dowód na to, że nie ma w nim nic dobrego?
- Ale nie pozwoliłeś mi krwawić. Odkaziłeś moje rany. I przyprowadziłeś mnie do cholernej toalety - Choć jej oczy zaszły łzami, miała na tyle odwagi by unieść głowę i spojrzeć odważnie prosto w jego. 
- Zawsze potrafiłaś dostrzec coś czego nie ma w człowieku, bez względu na to, jakim potworem byłaby dana osoba.
- Gdybym nie potrafiła, to przecież nigdy byś mnie nie poznał. 
- Ale nie masz tyle szczęścia - stwierdził bez skrupułów. - Pora zacząć konkretnie działać. Na  spędzaniu czasu w łazience w twoim towarzystwie, niczego nie zyskam.
- A co ty chcesz w ogóle zyskać? Masz już wszystko. Czego chcesz od Josepha? 
- To skomplikowane.
- Domyślam się, skoro wymyśliłeś coś tak idiotycznego jak porwanie jego siostry.
- Jesteś taka niezdecydowana, Cami. Raz się mnie boisz, raz masz na tyle odwagi,by zachowywać się lekceważąco wobec mojej osoby. Nic się nie zmieniłaś, czy to w ogóle możliwe? 
- Wszystko jest możliwe, jeśli tego chcesz - mruknęła obojętnie, choć doskonale wiedziała, jak zostanie to przez niego odebrane. Zdążył już wyrobić sobie opinię i z pewnością nie zamierzał jej zmieniać, bo przecież żył w przekonaniu, że wszystko co powstanie w jego umyśle musi być prawdziwe i niepodważalne. 
- Polemizowałbym.
O dziwo, nie zadrwił z niej tym razem. Miała nawet wrażenie, że coś go tknęło. A raczej jej słowa. Czyżby miał na myśli coś konkretnego? Nawet takiemu twardzielowi zdarzają się różnego rodzaju poczucia zawodu w życiu. Najwyraźniej nie jest jeszcze zepsuty do szpiku kości. To znaczy, że miała rację. Podczas, gdy jego wyraz twarzy sposępniał, Camille mimowolnie uśmiechnęła się pod nosem z satysfakcją. Nie ma rzeczy niemożliwych, nie ma. 
- W każdym razie, dosyć tego. Wracasz na dół, a ja idę zająć się czymś pożytecznym. 
- Rozmowy ze mną zawsze są pożyteczne. Wątpię byś spotykał na swojej drodze zbyt wiele wartościowych osób.
- Ale samoocenę sobie wyrobiłaś jednak. 
- No widzisz, bez ciebie też się da - uśmiechnęła się krzywo i wyminęła go, kierując się do wyjścia. Minęła chwila nim dotarło do niego co się dzieje, ale gdy już dotarło, znalazł się przy niej w mgnieniu oka.
- To naprawdę trwa za długo - rzucił, chwytając ją za przedramię, po czym wyprowadził z pomieszczenia, kierując prosto w stronę piwnicy. Robiło jej się słabo na samą myśl o tym, że spędzi kolejne godziny w tym miejscu. Perspektywa wyimaginowanego różowego pokoju była dużo lepsza. Ale pozostanie jedynie w jej głowie. 

-


- Kocham naszych fanów, ale szlag mnie trafia, gdy uwieszają się na mnie, jak na jakimś manekinie... a ja muszę udawać, że jestem wniebowzięty - Blond włosy mężczyzna skrzywił się z niezadowoleniem, spoglądając w kierunku swojego starszego brata. Ten zaś nie wydawał się być zainteresowany jego narzekaniem. Nie oderwał nawet na chwilę wzroku od ekranu laptopa. - I jeszcze to macanie... przecież molestowanie jest karalne! Dlaczego muszę to wszystko tolerować? Dlaczego one w ogóle nie mają żadnych zahamowań... Czy to nie jest nienormalne? - Niezrażony kontynuował swój wywód, obserwując przy tym nieustannie Bliźniaka. - Tom! Powiedz coś w końcu!
- Co mam ci powiedzieć? - mruknął poirytowany, unosząc w końcu głowę, by zaszczycić go swoim spojrzeniem. - Laski się do ciebie lepią, a tobie z tego powodu źle. To chyba z tobą jest coś nie tak, a nie z nimi.
- Doprawdy? Sam narzekałeś niedawno...
- Było, minęło - uciął, na powrót skupiając się na swoim laptopie. 
- Tom? - Wokalista zaczął bacznie przyglądać się swojemu bratu, czując, że coś ewidentnie jest nie tak. - Chcesz mi o czymś powiedzieć?
Tak, kurwa, w naszej piwnicy siedzi zamknięta dziewczyna, którą porwałem zeszłej nocy.
- Nie.
- Wydajesz się być spięty.
- Nie jestem spięty, po prostu nie mam nastroju, a ty zrzędzisz - rzucił pierwszą lepszą wymówką, za wszelką cenę starając się nie zdradzić niczego po sobie.
- A twój pies?
- Co z nim?
- No właśnie. Dlaczego ciągle kręci się przy drzwiach do piwnicy? 
- Nie wiem. Może słyszy myszy.
- Mamy w domu myszy?
- Prawdopodobnie.
- I tak spokojnie o tym mówisz?
- A co mam robić? W każdej piwnicy są jakieś myszy.
- Tom na jakim ty świecie żyjesz? Ludzie  nie żyją z myszami.
- Myszy nie pytają o zgodę właścicieli czy mogą zamieszkać w ich piwnicach!
- Jesteś popierdolony - rzucił zirytowany, podnosząc się gwałtownie z miejsca. Gitarzysta podążył za nim wzrokiem, czując, jak serce wali mu z przerażenia w obawie, że jego brat zdecyduje się sprawdzić czy faktycznie w ich domu są szkodniki. Przecież on nie ma na tyle odwagi. Nie będzie brudził sobie rąk...
- I dokąd idziesz?! - zawołał za nim, gdy ten zniknął mu z pola widzenia.
- Poszukam w necie tępiciela mysz! 
- Co za debil - mruknął pod nosem. - Daj spokój, sam się tym zajmę! - krzyknął, zamykając laptopa i odkładając go na bok, również wstał. Musiał zajrzeć do swojej "myszki" i upewnić się, że jest dobrze ukryta.
- I co niby z nimi zrobisz? 
Drgnął wystraszony, gdy Bill wyrósł przed nim, jak spod ziemi. Spojrzał na niego rozkojarzony, sam do końca nie wiedząc, co mu odpowiedzieć. W każdym razie nie mógł dopuścić, by jego brat poszykował mu plany. 
- Złapię, zamknę w klatce i będę hodował - uśmiechnął się krzywo.
- To chyba, jak się stąd wyprowadzisz i będziesz mieszkał sam!
- Jednego dnia beze mnie nie przeżyjesz - skwitował bez wahania, na co tamten tylko prychnął. - Słuchaj, sprawdzę te myszy. Jak faktycznie są, wezwę fachowca i po sprawie. A ty nie panikuj. 
- Nie panikuję. Chyba nie sądzisz, że boję się myszów.
- Mysz się mówi, a nie myszów. 
- Wszystko jedno - wzruszył obojętnie ramionami. - Weź trochę sera, może wyjdą. 
- Sera? - Bąknął pod nosem, zastanawiając się przez chwilę. Tak właściwie, Camille przecież nic nie jadła od wczoraj. Czy powinien się tym przejmować? Nie miał dużego doświadczenia w byciu złym porywaczem. Właściwie nie miał go żadnego. Nie mówiąc już o tym, że dziewczyna, którą porwał i ma źle traktować z polecenia, była mu dobrze znana. Był pewien, że nie będzie miało to dla niego żadnego znaczenia, okazuje się jednak, że to znacznie trudniejsze. Nie jest tak łatwo być najgorszym skurwielem dla kogoś, kto tak naprawdę nie zrobił nic złego.A jeśli nawet ich relacje z przeszłości nie są zupełnie czyste, to przecież wciąż nie daje mi powodu do podejmowania, aż tak radykalnych działań. - A mamy w domu ser?
- Zapewne jedyne co mamy, to ciasto, które przywiozła mama w weekend.
- Dobra, chyba wszystko jedno czym ją zachęcę? To gryzoń, zeżre wszystko - rzekł bez przekonania, ale cały czas starał się stwarzać pozory, że naprawdę rozmawiają o zwierzęciu. Czuł się przy tym dość dziwnie, zważywszy, że Camille zupełnie nie kojarzyła mu się z myszą. Nawet tą przysłowiową, szarą. Zapamiętał ją, jako temperamentną, wybuchową kobietę. O jej charakterze miał okazję boleśnie przekonać się nie jeden raz. Dlatego dziwiło go, że teraz jest taka spokojna. A przynajmniej stara się być. To było bardzo podejrzane i chyba powinien zacząć uważać. Dziewczyna z pewnością coś kombinuje i nie może to być nic na jego korzyść.

-


Cisza w połączeniu z ciemnością oraz ciągłą bezczynnością doprowadzała ją do istnego szaleństwa. Z minuty na minutę, czuła się tylko gorzej. I nic nie zapowiadało nadejścia jakiejkolwiek zmiany. Jak tylko porywacz przyprowadził ją z powrotem do tego obskurnego miejsca, tak się nie pojawił do tej pory. Nie miała pojęcia, która jest godzina, ile minęło czasu, lecz ile by to nie było, dla niej zdawało się wiecznością. Próbowała nie myśleć o tym, gdzie jest. Za wszelką cenę starała się odgonić od siebie swoje lęki, by móc zachować trzeźwość umysłu. Myślenie o czym innym, wbrew pozorom również nie pomagało. W jej głowie wciąż pojawiały się obrazy z przeszłości, których nie potrafiła się w żaden sposób pozbyć. To tylko potęgowało jej frustrację. Znowu miała ochotę wrzeszczeć i walić pięściami o zimne mury, by uwolnić z siebie te wszystkie męczące ją emocje. Ale nawet to ją przerastało. Nie umiała tego z siebie tak po prostu wyrzucić. Coś ją blokowało i tak było za każdym razem.
Kolejny raz szczęk zamka w drzwiach. Przyspieszone bicie serca okrywającego się nadzieją, która z niewiadomych przyczyn wciąż się pojawiała wraz z obecnością tego człowieka. 
- Wyglądasz, jakbyś ducha zobaczyła - mruknął mężczyzna, wchodząc w głąb pomieszczenia. - Naprawdę przeraża cię to miejsce.
- Nie, przecież spędzanie czasu w zamkniętych piwnicach, to moje ulubione zajęcie - zironizowała, odwracając od niego swój wzrok. Nie chciała już na niego patrzeć. Zbyt wiele emocji dziś w niej budził. 
- Mam dla ciebie ciasto. Nic innego nie mamy aktualnie w domu, więc musisz się tym zadowolić... Chociaż w sumie, powinnaś się cieszyć, że w ogóle cokolwiek dostaniesz. Chciałem cię przetrzymać bez jedzenia kilka dni... Ale jako, że mój brat sądzi, że mamy w domu myszy...
- Owszem, macie - potwierdziła, wchodząc mu w słowo. Zamilkł, marszcząc brwi i zrezygnował z kontynuowania swojej przerwanej wypowiedzi. - Pójdziesz chyba do nieba za to, że karmisz swoje ofiary takimi rarytasami. 
- Cami, myszko, nie bądź taka ironiczna, bo jeszcze się w tobie zakocham - Uśmiechnął się krzywo, robiąc kilka kroków w jej stronę. Parsknęła pod nosem, nawet nie zamierzając tego komentować. Co nie znaczyło, że jej umysł przyjął to bez szwanku. - Smacznego. Tylko nie udawaj, że nie jesteś głodna.
- Nie zamierzam niczego udawać, w przeciwieństwie do ciebie.
- Nie trać energii na złości - Poradził, odkładając przyniesione przez siebie pożywienie na stare krzesło, którego wcześniej dziewczyna nawet nie zauważyła. Podążała za nim swoim rozbieganym wzrokiem, a gdy zauważyła, że kieruje się już do wyjścia, coś ją tknęło. 
Desperacja.
- Tom, wypuść mnie stąd - zawołała, powodując tym, że Muzyk odwrócił się w jej stronę ze zdziwionym wyrazem twarzy. - Przecież nie musisz mnie trzymać w piwnicy.
- Ach, tobie dalej marzy się różowy pokoik? 
- Wystarczy biały. 
- Nie mogę traktować cię ulgowo ze względu na naszą przeszłość. To byłoby nieprofesjonalne.
- Przepraszam, że niby kiedy zmieniłeś fach, panie PROFESJONALISTO? 
- To już nie twoja sprawa.
- Okej, nie obchodzą mnie twoje brudne interesy. Po prostu nie każ mi tutaj dłużej siedzieć. Przysięgam, że nie zrobię niczego głupiego.
- Już robisz, płaszcząc się przede mną.
- Nie zniosę tego dłużej. 
- Mało mnie to obchodzi, naprawdę. Daruj już sobie, bo tylko pogarszasz sytuację.
- Ciekawe, co twój brat na to, jak przypadkiem usłyszy te wasze myszy! - warknęła rozzłoszczona, czując, że jest w stanie zrobić już wszystko, by tylko wydostać się z tego miejsca.
- Czy ty mi grozisz, MYSZKO?
- Moje groźby nic nie znaczą, ale jak jeszcze raz tak mnie nazwiesz, możesz poczuć na swojej pięknej twarzyczce, co oznacza złość w moim przypadku - rzekła z powagą w głosie, tracąc już resztki swojej cierpliwości. Mężczyzna roześmiał się głośno, zapominając zupełnie, że jego brat znajduje się na piętrze i mógłby to usłyszeć i raczej nie łatwo będzie mu się wytłumaczyć.
- Zaczynam żałować, że nasze drogi się rozeszły. Czuję, że byłabyś świetną kompanką.
- Za to możesz winić już tylko siebie.
- Zjedz coś, zastanowię się nad twoimi prośbami - polecił, puszczając jej uwagę mimo uszu, po czym bezzwłocznie opuścił pomieszczenie, nim jeszcze odważyłaby się kolejny raz go zatrzymać.
- Zjedz coś... ciasto na pusty żołądek, żeby mnie jeszcze zemdliło - skrzywiła się, mamrocząc pod nosem sama do siebie. Jej żołądek jednak miał nieco inne zdanie w tym temacie. Było mu raczej wszystko jedno, czym go zapcha w tym momencie. Dlatego nie miała zbyt dużego wyboru. Potrzebowała jedzenia, by mieć jakąkolwiek energię na przetrwanie tego koszmaru. Niechętnie, ale odpakowała kawałek ciasta. Wyglądało całkiem przyzwoicie, więc wyzbywając się już wszelkich oporów, wzięła kęs. Jeden, drugi, trzeci... 
Kurwa... to ma orzechy. Kiedy zdążyła się zorientować, że coś jest nie tak, było za późno. Większa zawartość tego co zdążyła ugryźć, wylądowała już na dnie jej żołądka a ona już zaledwie po kilku sekundach zaczęła odczuwać tego skutki. Odrzuciła gwałtownie od siebie jedzenie, odsuwając się od niego jak najdalej. Poczuła, jak zalewa ją fala niemiłosiernego gorąca a oczy zalewa mrok. Z trudem łapała powietrze, gdy jej ciało nagle odmówiło posłuszeństwa, opadając na brudną, zimną podłogę.

Przecież wiedział, że jest uczulona na orzechy. Wiedział.

6 komentarzy:

  1. Jak mogłaś urwać w takim momencie?? Jejku, teraz znowu będę musiała się niecierpliwić, bo Twoje opowiadanie bardzo mi się podoba. A poza tym dalej czekam na wyjaśnienie co łączyło głównych bohaterów i jakie były ich relacje? Tom chyba coraz bardziej mięknie, bo pewnie w gruncie rzeczy jest wrażliwym facetem. Coś czuję, że Bill niedługo się wmiesza i będą kłopoty. Czekam na wyjaśnienia i następny rozdział:d Pisz szybciutko, bo już czekam.
    Pozdrawiam<3
    Natalie

    OdpowiedzUsuń
  2. Hell Yeah, w końcu jestem pierwsza ^^
    Kaulitz nie potrafi udawać, ma za miękkie serduszko, żeby być dobrym porywaczem. Za mało w nim determinacji i w ogóle jest zbyt przytulaśny do takiej roli. Za to charakter Cam mi się podoba, przynajmniej nie jest taką typową bohaterką. Powiedzmy sobie szczerze, że jakaś jest, bo nijakie, przewidywalne i skopiowane kobiety są najgorsze ze swojego gatunku. Może i jest marzycielką, ale nie traci przez to prawdziwego obrazu rzeczywistości, jak to się niektórym zdarza. Coś mi się wydaje, że albo sprawa z Josephem będzie mega skomplikowana i zawiła, albo okaże się to być byle gównem, za przeproszeniem. Bo coś pomiędzy mi tutaj nie pasuje. Swoją drogą to Camille nie chciała zadzwonić do brata lub to on do niej nie dzwonił? Hm... zastanawiające. Bill naprawdę musiał się porównać do manekina? Od razu przypomina mi się, jak kiedyś wpadłam na jednego w sklepie i powiedziałam "przepraszam" ._. Ale tak na marginesie to i ja chciałabym się na nim tak uwiesić, chociaż... Nie, jednak nie, każdy ma swoją prywatność, a to już by było zdecydowanie za dużo, jak na mnie. Mnie też wszyscy mówią, że zrzędzę i marudzę, także Kaulitza rozumiem, choć nie za specjalnie się tym przejmuję. No DeBill zabłysnął swoim intelektem, i to aż nazbyt dobitnie, chociaż Tom też za spostrzegawczy się nie okazał... Właśnie zdałam sobie sprawę, że ludzie czasami rozmawiają o naprawdę bezsensownych rzeczach i tracą taką konwersacją wiele czasu, który mogliby poświęcić na coś pożytecznego. Właśnie, ma źle traktować Cam z polecenia, a więc ktoś mu to zlecił, czyli Joseph mocno ugrzązł w tym bagnie. Nie chciałabym się znaleźć na jego miejscu, chociaż mojej siostry zbytnio by mi chyba nie brakowało. Na razie, z czasem nasze stosunki pewnie ulegną zmianie. Kobieta, która milczy, zawsze coś kombinuje. Powinien być tego świadom, ale co tam mężczyźni mogą o nas zapamiętać. Nie potrafią otworzyć dwóch szufladek w mózgu na raz. Dziwi mnie to, że Camille jeszcze nie próbowała podłożyć czegoś pod drzwi, kiedy to Tom będzie je zamykał. To już byłby chociaż jakiś plan. Ale w rezultacie orzechy też nie są złym pomysłem ^^ Teraz to młodszy Kaulitz z pewnością dowie się o ich nietypowym gościu.
    Dużo weny Ci życzę i czekam na ciąg dalszy! :3

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie wiem, czemu przegapiłam ten rozdział ._. W każdym razie zaznaczam swoją obecność i jestem zachwycona <3
    Weny życzę, ja chcę jeszcze :C

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak najszybciej kolejny odcinek plz *-*
    Piękne, piękne, piękne! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na następny *.* Życzę weny

    OdpowiedzUsuń