Droga dłużyła się niemiłosiernie.
Nie odzywała się już do niego ani słowem, próbując zdusić w sobie ogarniający
ją strach. On też nie kwapił się do rozmowy. Obserwował ją jedynie przez
lusterko, lecz nie oznaczało to dla niej niczego dobrego. Jego spojrzenie było
przesiąknięte chęcią zemsty. Nigdy wcześniej nie widziała jeszcze tak ciemnych
oczu. Wydawały jej się wręcz czarne. Zupełnie, jakby nie było w jego duszy
niczego dobrego. Czy to możliwe, by był, aż tak przesiąknięty złem..? Przecież,
mimo wszystko, nie traktował jej jakoś szczególnie źle. Na razie. Na samą myśl, że ta sytuacja
mogłaby ulec drastycznej zmianie, robiło jej się niedobrze. Nie jeden raz już
miała ochotę zwymiotować, z trudem się powstrzymywała. Nie sądziła, by jej
wymiociny na tapicerce samochodu miały go złagodzić a ostatnim czego chciała to
rozjuszenie go. Choć z pozoru wydawał się zupełnie niegroźny, nie dawała się
zmylić. Wiedziała, że to wulkan, który w każdej chwili może wybuchnąć. I wtedy
nikt nie zdoła jej uratować. Sądziła, że jeśli uda jej się stworzyć z nim
jakąkolwiek relację, nawet w minimalnym stopniu pozytywną, będzie miała jeszcze
szanse wyjść z tego cało. W końcu nie o nią mu chodziło. Tak jak powiedział,
była tylko pionkiem w grze. Potrzebował jej, by rozliczyć swoje porachunki z
jej bratem. Pytanie tylko, czy Joseph będzie odpowiednio współpracował. Była na
niego wściekła, to przez niego teraz przeżywa piekło. Z drugiej strony jednak
on był jedyną osobą, która mogła go z niego wyciągnąć. Modliła się w duchu, by
tak się stało. I przede wszystkim, żeby nie trwało to całą wieczność. Już
wyobrażała sobie, jakie techniki tortur ten człowiek mógłby na niej
wypróbowywać. Wyobraźnia zdecydowanie nie ułatwiała jej życia.
Samochód zatrzymał się w końcu.
Zastanawiała się co teraz będzie. Nadal była związana i nie bardzo mogła się
poruszać. Przeczuwała, że mężczyzna przeżuci ją sobie przez ramię i wyniesie do
kolejnego, nieznanego jej miejsca. Przy nim była naprawdę maleńka, więc nie
uważała, by takie zagranie mogło stanowić dla niego problem. Wcale nie była na
tyle głupia, by analizować wygląd faceta, który ją porwał, a co więcej uznać go
nawet za przystojnego. Po prostu podczas całej długiej i nużącej drogi, musiała
się czymś zająć. A gdy rozejrzała się już po każdym zakamarku pojazdu i doszła
do wniosku, że ma do czynienia z kimś komu na pewno nie brakuje grosza, zaczęła
obserwować również jego. Kiedy milczał i skupiał swoje spojrzenie na drodze,
naprawdę wydawał się całkowicie niegroźny. Wówczas mogła się nieco rozluźnić i
zapomnieć na moment o tym, co w rzeczywistości się dzieje. Chyba jeszcze w
pełni to do niej nie chciało dotrzeć. Albo sama za wszelką cenę starała się
wyprzeć to ze swojego umysłu. Zdecydowanie wolała wmawiać sobie, że to tylko
zwykły facet, który wcale nie ma złych zamiarów. Na pewno dogada się z jej
bratem i wszystko skończy się dobrze. Przecież zupełnie nie ma powodów, by ją
krzywdził. A ona na pewno nie zamierza mu ich dawać.
-
Koniec wycieczki. Zapamiętałaś drogę? - rzucił przez ramię, w jej kierunku
następnie odpinając pasy. Dopiero teraz zdała sobie sprawę, że sama ich nie
miała. Siedziała na tylnych siedzeniach, jak jakiś worek kartofli. W każdej
chwili mogła wylecieć przez przednią szybę. I to był największy dowód na to, że
kompletnie mu nie zależało. Miał gdzieś to, co się z nią stanie. - W razie,
gdybyś miała możliwość wrócić do domu - dodał, gdy ta zamrugała zdezorientowana
powiekami. Czy on właśnie zasugerował, że po tym wszystkim każe jej wracać na
piechotę? Poczuła, jak strach miesza się ze wściekłością
Co za dupek!
Zacisnęła zęby, powstrzymując się
od komentarza. Pamiętała, że cały czas miał nad nią przewagę. Nigdy nie słynęła
ze spokojnego charakteru, przeciwnie, lubiła walczyć o swoje i sprzeciwiać się,
gdy uważała za słuszne. Miała więc dodatkowe utrudnienie, musiała poskromić
swoją porywczą naturę, dla własnego dobra. Nie miała jednak stuprocentowej
pewności, czy odgrywanie grzecznej dziewczynki przyniesie jej jakiekolwiek
pozytywne efekty. Jeśli sam wspominał o jej ewentualnym powrocie do domu, to
znaczy, że nie była jeszcze całkowicie stracona. Dlatego chyba warto było
trochę się postarać. Ewentualnie później mogła się na nim odgryźć. Joseph na
pewno ją pomści.
-
Dobra, wysiadka.
Nie
wiedzieć kiedy, drzwi znajdujące się z jej prawej strony otworzyły się, a ona
sama poczuła powiew świeżego powietrza, które od razu orzeźwiło jej umysł.
Spojrzała na niego niepewnie, tym razem jego oczy zdawały się być znacznie
przyjaźniejsze. Gorzka czerń zamieniła się w cieplejszy odcień brązu, a czoło
już nie marszczyło się tak groźnie.
Wydała
z siebie dziwny, niekontrolowany dźwięk zaskoczenia, gdy niespodziewanie jedną
rękę umieścił pod jej udami, a drugą podtrzymał przy krzyżu, podnosząc sprawnie
i wyciągając z auta. Instynktownie próbowała chwycić go za kark, ale
uniemożliwił jej to sznur na rękach. Nie czuła się bezpiecznie, gdy niósł ją w
ciemności w nieznanym jej kierunku.
Krzycz, teraz na
pewno ktoś cię usłyszy, krzycz!
-
Dlaczego na zakneblujesz mi ust? - zapytała, zaintrygowana. Przecież mogła
naprawdę zrobić mnóstwo hałasu i zwrócić na nich czyjąś uwagę. Chyba, że
obmyślił to znacznie lepiej niż jej się wydawało i wokół nie było żywej duszy.
Prawdopodobnie właśnie tak było.
-
Mogą mi się jeszcze przydać - mruknął, w tak dwuznaczny sposób, że aż ją
wmurowało. I choć powinna się w tym momencie przerazić, poczuła nutkę
podniecenia. Adrenalina w jej żyłach ewidentnie dawała o sobie znać,
jednocześnie odbierając cały zdrowy rozsądek.
-
Niewiele dostrzegała w ciemnościach.
Mężczyzna chyba celowo nie zapalał świateł, by nie mogła niczego zobaczyć.
Przypuszczała, że miejsce, w którym się znaleźli było jego kryjówką. To
wydawało się całkiem logiczne w połączeniu z zachowaniem. W razie, gdyby kiedyś
miała się stąd wydostać, mogłaby bez problemu opisać otoczenie i wszelkie inne
szczegóły… Mogłaby, gdyby je widziała choć przez chwilę. Ale nie ma do
czynienia z głupcem.
Nie miała pojęcia, co ją czeka, ale
mimo to jakoś przerażenie znacznie zelżało. Nie czuła się, jakby szła na
ścięcie. Przynajmniej do chwili, gdy nagle zaczęli schodzić w dół. To znaczy,
on zaczął wciąż trzymając ją na rękach. Od razu skojarzyło jej się to tylko z
jednym. Ciemna, zimna piwnica. Pełna pająków i innego robactwa. Chyba wolałaby
jednak umrzeć! Jeżeli on zamierza ją przetrzymywać w tym miejscu, to będą istne
tortury same w sobie. Nie musi robić niczego więcej, by stała się bezradną i
wystraszoną istotą. Ciemność to jej pięta Achillesa. A gdy dorzuci się jeszcze
do tego zamknięte pomieszczenie, jak piwnica… Umrze tutaj sama, bez jego pomocy
w jedną noc.
-
Nie… - szepnęła ledwo dosłyszalnie, gdy w końcu poczuła twardy grunt pod sobą a
jej najgorsze wyobrażenia okazały się rzeczywistością. Mężczyzna nie zwrócił
nawet na to uwagi, może nawet tego nie dosłyszał… Pochylił się tylko i
rozwiązał sznur na jej nogach, następnie czyniąc to samo z rękami. Poczuła
ulgę, gdy nic już boleśnie nie ściskało jej kończyn, ale była pewna, że zostały
jej paskudne ślady. Nie mogła oczywiście tego sprawdzić, bo było zbyt ciemno.
Nawet tutaj nie zapalił żadnego światła.
Wbiła w niego swoje zrozpaczone
spojrzenie, wiedząc, że chce ją tutaj zostawić zupełnie samą.
-
Rozgość się.
-
Nie zostawiaj mnie tutaj – wypaliła żałośnie, nie zważając już na nic. Było jej
wszystko jedno, jak bardzo się poniży. Jedyne co w tym momencie się liczyło, to
by nie kazał jej tutaj siedzieć samej.
-
No nie wierzę, że tak idealnie trafiłem i boisz się ciemnych piwnic – zakpił
uśmiechając się przy tym bezczelnie. – Biedna, mała Cami.
-
Nie mów tak do mnie! – warknęła, czując jak puszczają jej nerwy. Co za sukinsyn!
-
Nie muszę wcale do ciebie mówić. Dobrej nocy, słonko.
Miała ochotę rzucić się na niego,
gdy odwrócił się na pięcie zmierzając ku wyjściu. Niemniej, jedynie stała w
bezruchu patrząc ze łzami w oczach na zarys jego oddalającej się sylwetki. Niekontrolowanie
zaciskała dłonie w pięści tak mocno, że przebiła sobie skórę paznokciami, aż do
krwi. Od zawsze chowała wszelkie emocje do siebie, zbierała je skrupulatnie, by
w końcu pęknąć i wybuchnąć w najmniej odpowiednim momencie.
To nie był jeszcze ten moment.
Choć miała ochotę wrzeszczeć i walić pięściami w mur, aż do utraty sił, nie
zrobiła tego.
Wycofała się do najjaśniejszego z
możliwych, kąta w tym obskurnym pomieszczeniu i usiadła pod ścianą kuląc się.
Podsunęła kolana pod brodę i objęła swoje nogi z całej swojej mocy. W takiej
pozycji, z zamkniętymi oczami i spiętymi mięśniami, zamierzała przetrwać ten
koszmar.
Łooooooooooo! Zacznę może od tego, że przeczytałam prolog, i już wiedziałam, że to będzie dobre, tak szokująco dobre. A potem, nie wiem jakim cudem, przegapiłam pierwszy rozdział. I jak dziś zobaczyłam drugi, to byłam zadziwiona, bo byłam przekonana, że jedynki jeszcze nie ma... Ale szybko nadrobiłam, i moje przeczucia co do prologu potwierdziła zarówno pierwsza, jak i druga część. To jest szokująco dobre. I ze słowem szokująco mam na myśli, że czytając to z każdym zdaniem jestem w coraz większym szoku. Naprawdę przeżywam tę historię! A miejscami jest tak przerażająca, że hej! :P Jesteś świetna, pisz dalej. Ciekawi mnie, o co chodzi z tym bratem Cami (^-^) Coś czuję, że z każdym odcinkiem będzie tylko lepiej (znaczy gorzej - if U know what I mean :D Kocham takie ponuro-straszno-tajemniczo-mrożącekrewwżyłach-ipłynywinnychnarządach historie ^^)
OdpowiedzUsuńŻyczę duuuużo weny i pozdrawiam! Będę czekać z niecierpliwością, tego możesz być pewna :)
Już drugi rozdział, a w sumie nic się nie wyjaśniło ;_;
OdpowiedzUsuńKocham taki klimat opowiadań, tajemniczy, mroczny, ale sympatyczny momentami. Tom jest po prostu boski tutaj, zapewne Joseph również okaże się przystojnym, ponurym kryminalistą <3 Moja wyobraźnia pracuje na najwyższych obrotach, dlatego nie mogę się doczekać, co będzie dalej :)
Czekam na więcej, życzę weny i pozdrawiam! ^^
Tak naprawdę nie ma ludzi przesiąkniętych do szpiku kości złem, ani tych nieskalanych i nieskazitelnie czystych (czy to nie to samo?). No i co ja tu mogę napisać? Tom, Tom, Tom i jeszcze raz Tom, rozpływam się. No tak, on nie może być taki okropny, w końcu to Kaulitz, a dwuznaczność zawsze będzie krążyć w jego żyłach. Niby dobrze rozumuje Cam, ale jakby nie patrzeć, to z pięć razy mogłaby już paść martwa. Jakoś mało w niej chęci życia, jakby bezkarnie godziła się na to, co ma nadejść. Ale okay, każdy człowiek jest inny, a ona jest w dość nietypowej sytuacji, więc nie do końca mogę ją oceniać, bo w końcu sama nie wiem, jak zachowałabym się w podobnym położeniu. Cieszę się, że chociaż nie ma arachnofobii, bo już nawet nocy by nie wytrzymała w tej piwnicy. Czy ja coś jeszcze chciałam dodać...? Nie, chyba nie. To wszystko. A! Jednak nie :D Ciekawie by było, gdyby pojawił się tutaj syndrom sztokholmski.
OdpowiedzUsuńOkay, jeszcze tylko jeden :3